Wiosna w tym roku pojawiła się na zachodzie Polski wyjątkowo wcześnie, bo już na początku marca grube kurtki zajmowały w szafie jedynie miejsce awaryjne, na wypadek gdyby się niespodziewanie ochłodziło. Wcale z tego powodu nie cierpiałam - a wręcz przeciwnie. Otóż nie będę pewnie orginalna, gdy powiem, że NIENAWIDZĘ ZIMY.
Pomijając fakt, że wyjście bez rękawiczek grozi zamarznięciem palców, a mało które buty są na tyle antypoślizgowe, by uchronić nas przed człapaniem po lodzie jak kaczka, są też inne powody, dla których nie darzę tej pory roku sympatią. Całą listę napiszę w grudniu, teraz przedstawię tylko jeden z nich: zimowe okrycie wierzchnie. Grube to, niewygodne, krępujące ruchy, a i jeszcze szalik trzeba nałożyć (który drapie i się odwija). Dlatego też byłam w siódmym niebie, gdy temperatura podskoczyła, a słońce zaczęło przyjemnie przygrzewać. Wiązało się to bowiem z wygrzebaniem moich ukochanych wiosennych kurtek. No ok, części wygrzebywać nie musiałam - były jeszcze świeżutkie :)
Zdjęcie słabo obrazujące zawartość szafy, ale w ciemnym przedpokoju ciężko jest zrobić sensownej jakości obraz. Stwierdziłam więc, że nie będę ośmieszać mojego aparatu, a kurtki z całą pewnością zaprezentuję dokładniej w przyszłości.
Można jednak zauważyć, że lubię inwestować w klasyki. Beżowy trencz jest zakupem z zeszłego roku, który z pewnością posłuży mi jeszcze przez kilka sezonów. Jeansowa kurtka pochodzi z allegro. Nie noszę jej często, a już napewno nie teraz, kiedy termometr wskazuje mniej niż 10 stopni. Przydaje się zwłaszcza latem, kiedy wieczory są dość chłodne. W obie ramoneski: czarną i brązową (z doczepianym futerkiem) zaopatrzyłam się w tym roku na wyprzedażach. Nie miałam w planie kupować aż dwóch, no ale skoro były w cenie jednej...
Na zdjęciu nie widać chyba, że to trzecie od lewej to parka, ale w istocie TO parką jest. Nie byłam przekonana do tego modelu kurtek, mimo że bardzo mi się podobały. Uważałam po prostu, że moda na parkę szybko minie, a kurtka za 200 zł będzie wisieć w szafie. Zdania pewnie bym nie zmieniła, gdybym nie natknęła się na to cudo w second handzie. Stara, delikatnie zniszczona, z materiału przypominającego dziwną skórę, ale skórą niebędąca, czekała sobie na mnie w ostatni dzień przed dostawą. Dałam za nią niecałe 12 zł i jeszcze długo będę uważać za zakup roku.
Wyżej prezentuję model płaszcza, który mi się marzy. Ten pochodzi z kolekcji Burberry. Biały, czyli niepraktyczny - ale jaki piękny!